Przykładowe dyktanda

 

 

Tekst 1

        Jeszcze niedawno Polacy rzadko mieli do czynienia z reklamą, a dziś jest ona wszechobecna. Początkowo budziła żywe zaciekawienie, skłaniała do traktowania rzeczywistości z żartobliwym przymrużeniem oka, prowokowała dowcipy. Dziś już niemal wszyscy jesteśmy reklamami znużeni, a jednak nie potrafimy się bez nich obejść. Jakże nęcą superceny i niepowtarzalne okazje !  Niby wiemy, że od ładnego opakowania i chwytliwego hasełka zależy sprzedaż, ale wciąż na nowo dajemy się na to nabrać, szczególnie dzieci i młodzież. No bo jak tu być sobą, nie mając sprzętu hi - fi, bajeranckich łaszków z firmowym znaczkiem  i nie pijąc coca - coli czy czego tam akurat żąda producent X czy sponsor Y ? Niemożliwe ! Reklama rządzi wszystkim i nie sposób przed nią czmychnąć, choćby się człek skrył w mysiej dziurze. Żeby nadążyć należałoby codziennie myć pół głowy innym szamponem, schrupać kilogram prażynek, zwanych chipsami (czipsami), wypić cysternę modnych soków i prać jedną spódnicę w dwóch pralkach i tonie proszku, którego jest wciąż więcej za tę samą lub niższą cenę. No, grzechem byłoby też nie skorzystać z promocji i wyprzedaży - między innymi współczesnych gadżetów takich jak na przykład pagery, komórki z organizerem lub  odtwarzacze MP3 ("trzy", "trójek"). Wszystkiego jest w bród, czyli pod dostatkiem. - A jak się zorientować, co w tym tygodniu jest na topie? Wystarczy czytać niektóre kolorowe czasopisma. Króciutki napis pod dużą barwną fotografią pomoże w mig  poznać najnowsze trendy i być rzeczywiście na bieżąco. Jakiż ten świat urozmaicony  i różnorodny. Dookoła jednak mnóstwo identycznych egzemplarzy osobnika, który rzekomo zwie się homo sapiens.

 

Tekst  2

        Minął już okres euforii, kiedy wyobrażaliśmy sobie, że jesteśmy wybrańcami losu. Coraz częściej spotykamy się z zgrzytami, że w ogóle się nie uczymy, nie można na nas polegać i naprawdę jesteśmy do niczego. Pewnie i jest w tym co nieco racji, ale na pewno nie do końca i nie całkiem ten czarny portret odpowiada rzeczywistości. Pewnie, że jesteśmy nie najdoskonalsi, ale dlaczegóż mielibyśmy tacy nie być? Wokół nas świat zachwianych wartości, braku pewników. Coraz mniej autorytetów, za to trwa wyścig cudownych nowości. Cóż więc dziwnego, że chłopcy myślą przede wszystkim o karierze biznesmena lub o wysokiej pozycji  w hierarchii prężnej spółki, a dziewczęta wzruszają się telenowelami i marzą, że pojawi się książę z bajki?    W gruncie rzeczy jesteśmy chyba podobni do swoich rówieśników sprzed lat, a nawet sprzed wieków. Też pragnęlibyśmy kochać, mieć przyjaciół, żyć w świecie bez wojen. Tymczasem co dzień atakuje się nas nowymi informacjami  o konflikcie rosyjsko - czeczeńskim, katastrofach ekologicznych czy aferach wśród polityków. Rzadko słyszymy coś o ludziach dobrych, mądrych, honorowych, godnych podziwu. Można by mniemać, że dobro to coś wstydliwego i wyszło  z mody. A może - wzorem bohaterów jednej z powieści Małgorzaty Musierowicz - zaczniemy wysyłać nieznajomym sygnały dobra? A nuż poskutkują?

 

Tekst 3

W tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym piątym roku minęło pięćdziesiąt lat od zakończenia  najkrwawszej z  wojen - II wojny świtowej. Na warszawskiej uroczystości stawili się ci, którzy walczyli na frontach całego świata. Przybyli kombatanci spod Monte Cassino i znad Oki, lotnicy słynnego Dywizjonu 303, żołnierze z pierwszej Dywizji Piechoty imienia Tadeusza Kościuszki i pancerniacy generała Maczka. Przybyli reprezentanci ugrupowań konspiracyjnych, wśród nich legendarni cichociemni i żołnierze Armii Krajowej. Z zadumą stanęli na placu Defilad, przy Grobie Nieznanego Żołnierza złożyli hołd poległym towarzyszom broni, a później przeszli pod pomnik Bohaterów Warszawy. Jakże niewielu spośród obrońców naszej niepodległości może świętować tę rocznicę! "Przysłużył" im się nie tylko nieubłaganie mijający czas. Wielu zginęło już po wojnie w walce  z kolejnym totalitaryzmem. A czym była ta rocznica dla współczesnej młodzieży? Co słowa "patriotyzm", "honor", "wierność" znaczą dla nastolatków? Na to pytanie nikt nie żąda odpowiedzi, ale wszyscy od czasu do czasu musimy je sobie zadać  i umieć odpowiedzieć na nie. Choć dorośli zwykle narzekają na młodzież   i uważają, że za ich czasów było o wiele lepiej, z pewnością i teraz nie jest tak źle! Tak samo zżymali  się dziadkowie na pokolenie naszych rodziców,  a pradziadkowie - na dzisiejszych dziadków. Cóż, każdy czas jest inny, a my mamy mnóstwo szczęścia, nie musząc dowodzić uczuć do ojczyzny w  walce. Wystarczy być uczciwym człowiekiem. To naprawdę niemało!

Tekst 4

            Gimnazjalista, a wkrótce przecież absolwent szkoły ponadpodstawowej, to ktoś, kto już czuje się dojrzały, ale tak  naprawdę to dopiero taki niby - dorosły. Cóż z tego, że umie liczyć i czytać, jednym rzutem oka odróżni Rzym od Krymu; wie, gdzie szukać objaśnienia słowa "dojrzałość". Niegdyś filozofia była przewodniczką ludzi po niezbyt, z naszego punktu widzenia, skomplikowanym świecie. Dziś słyszymy, że filozofia jest sztuką stawiania pytań. Zgoda, ale cóż ma począć nie najlepiej orientujący się nastolatek, gdy na razie nie bardzo sobie radzi z tym, wśród czego przyszło mu żyć? Dokąd zmierzać? Komu zaufać? Nawet dorośli wydają się dziś zdezorientowani płynnością norm i chwiejnością autorytetów. Nie można też znaleźć oparcia i wskazówek w literaturze,  a wszechobecna telewizja zdaje się schlebiać raczej najniższym gustom bądź obniżać rangę tego, co zaadoptuje dla swoich potrzeb. Ot, choćby piękne i mądre książki, które w telewizyjno - filmowym wydaniu zdecydowanie tracą na wartości, a sztuki Moliera, Szekspira czy Fredry pokazuje się jako przedstawienia autorskie ludzi, którzy coś wycięli z tekstu, poprzestawiali kolejność wydarzeń lub odziali persony dramatu w zgrzebne worki i dodali kilka współczesnych gadżetów. Chyba prawdziwi autorzy nie byliby zadowoleni z tych przeróbek. Jeśli więc znikąd nie można otrzymać racjonalnych, gotowych recept, wielu młodych pokusi się o niebezpieczny wojaż w sferę spekulacji, niby - wartości czy pseudonauki. A może po prostu należałoby przystanąć w pędzie, co nieco odsapnąć, rozejrzeć się, pomyśleć i wreszcie wysłuchać serca? Na pewno warto by rozważyć tę propozycję.    

 

Tekst 5

         Kolega Grzegorza, Ambroży, zostawszy gimnazjalistą, przyrzekł sobie, że teraz już na pewno musi być najlepszy. Ale w czym? Skromnie i samokrytycznie zauważył , że nie może być najlepszy we wszystkim; należałoby coś wybrać. Niedługo się wahał. Jest wprawdzie niezły z biologii, ale nie znosi fizyki ani chemii, zaś sympatia do języka polskiego nie pomoże w uniknięciu pułapek ortografii. Ba, chłopak jest święcie przekonany, że Polacy zostali obdarzeni ortografią najtrudniejszą z możliwych i wcale nie łatwiejszą interpunkcją.  W jakim bowiem innym niż polskim słowniku znajdują się obok siebie jednakowo brzmiące, a zupełnie inaczej pisane słowa "mag" (czarodziej) i "mak" (kwiat) czy "odra" (choroba) i "Odra" (rzeka), a "krzyk" oznaczający głośne wołanie tuż przy "kszyku" - gatunku bekasa. Czyżby właśnie miał znaleźć coś dla siebie? Trzeba by  tylko połączyć nie najniższe przecież umiejętności ortograficzne z hobby Ambrożego: hodowlą ptaków i osiągnięciami  w eksperymentalnym ogródku przyszkolnym. Tam przecież grządki pożytecznych jarzyn ciągną się wzdłuż szpaleru jeżyn, oberżyna przy rzeżusze, biało - czerwona rzodkiew przy jasnozielonym ogórku, a bakłażan przy marchewce. A jakie możliwości stwarza kolekcja ptaków - ortograficznych cudaków!  Na razie Ambroży ma tylko papużki nierozłączki, ale w jego przyszłej ptaszarni na pewno znajdą się jaskółki i kukułki, pustułki i gżegżółki, jerzyk i pokrzewka, kszyk, piegża oraz biało - czarno - popielata białorzytka, która z żytem nie ma nic wspólnego. No, no, taką kolekcją dziwolągów ortograficznych można by zadziwić i panią od polskiego?